Zapraszamy na trzeci już, z serii wykładów Jaromira Śniegowskiego, na temat filozofii i kultury chińskiej, jako tła dla sztuk walki. A po wykładzie warsztaty Chen taiji, najpierw dla wszystkich, w tym tych, co dopiero chcą spróbować, a potem dla tych, co już wiedzą, na czym polegają pchające dłonie.
Dziękujemy Niezłej Sztuce za wspaniałą organizacje i rzeszowskiemu BWA za gościnę. Kolejny raz, wpadające przez okna słońce, dopełniło atmosfery tych niesamowitych wnętrz. Dziękujemy oczywiście też Jaromirowi, że zechciał znów nas odwiedzić.
Kolejny raz, opowiadał o „obsłudze chińczyka” w związku z różnicami kulturowymi, a potem pognębił nasze mięśnie na warsztatach. Ego też, co niektórym.
A oto autorskie streszczenie wykładu: Przyjęty u początku rozwoju cywilizacji obraz świata rozpowszechnia się i w końcu wpływa na sposób, w jaki jej uczestnicy widzą świat. Ponieważ podzielają go wszyscy wokół, ludzie przyjmują go podświadomie i nie zdają sobie sprawy z tego, że istnieją zupełnie inne. Ich światopogląd wydaje im się naturalny i oczywisty. W wypadku Chin jest to widoczne, bo jeszcze niedawno wpływy innych cywilizacji były tam ograniczone. Ich odrębność jest dzięki temu bardzo wyraźna. W poprzednim tekście zostały pobieżnie omówione prądy filozoficzne, jakie powstały w starożytnych Chinach. Jeszcze przed ich powstaniem ukształtował się pogląd, że otaczająca nas rzeczywistość jest przepływem energii, a nie materią, wobec czego jest zmienna i płynna. Znajduje się jednak w równowadze, gdyż dwa sprzeczne rodzaje energii (yin i yang) uzupełniają się i cyklicznie zamieniają miejscami, dzięki czemu wypadkowa ich działania w całym cyklu pozostaje neutralna. Pogląd ten łączy się ze szkołą wróżbitów, posługujących się księgą Yijing. Z nich wywodzili się ludzie wykształceni i piśmienni, którzy później utworzyli współczesne szkoły filozoficzne i prądy religijne (większość ma cechy i jednych, i drugich). Na skutek bardzo gwałtownych przemian, podbojów, zanikania państw i ogólnej niepewności życia załamał się dotychczasowy obraz świata. Tradycyjne, religijne mity już nie mogły wyjaśnić tego, co się dzieje. Konieczne stały się wskazówki mędrców. Do obecnych czasów przetrwały konfucjanizm i taoizm. Oba radziły sobie z niepewnością życia i zagrożeniami z tym związanymi w inny sposób. Zwolennicy Konfucjusza starali się przekonać ludzi do uporządkowania społeczeństwa na wzór chińskiej rodziny oraz do narzucenia sobie przez jednostkę ograniczeń i pohamowania ambicji, które przynoszą chaos, naruszają istniejące hierarchie i rozbijają spójność społeczeństwa, która oferowuje bezpieczeństwo. Taoiści przeciwnie: odsuwali się od społeczeństwa, nie brali na siebie społecznych obowiązków i nie dążyli do gromadzenia dóbr, wychodząc z założenia, że na zmienność świata nie ma sposobu i próby życia czym innym, niż sytuacją tu i teraz powodują tylko zamieszanie i przeszkadzają w naturalnym biegu rzeczy. Wyrażali także wielką nieufność wobec prób opisu rzeczywistości (to, co zdążyliśmy nazwać, już jest przeszłością) i narzucania jakichkolwiek stałych reguł (to, co korzystne w jednej sytuacji, w następnej może przyczynić się do powstania szkód). Zalecali branie udziału w świecie i poznawanie go przez praktykę, ale też wybieranie sobie takiego miejsca, by nie niosło ze sobą specjalnych zagrożeń. Stąd ruch pustelników, żyjących w lasach, górach i na brzegach rzek i uprawiających medytację. Sposób reagowania współczesnych Chińczyków jest nadal bardzo konfucjański. Rewolucja kulturalna spowodowała zanik wszelkich zewnętrznych objawów tradycyjnej etykiety, ale sposób, w jaki działano, pozostał. Bardzo ważna jest spójność społeczna, osiągana przez ograniczenie własnych ambicji i potrzeb. Chińczyk oficjalnie zawsze reprezentuje jakąś zbiorowość (własną kulturę, naród, miejscowość, rodzinę) i nie eksponuje osobistych poglądów. W wielu wypadkach nie sposób się dowiedzieć, co rozmówca osobiście o czymś myśli. Nie ma też po co spodziewać się, że osobiście podejmie jakąś decyzję. Każdą musi przedyskutować z grupą, naradzić się, skonsultować z górą. Bez tego się nie obejdzie. Zbiorowość taka jest hierarchiczna, nie ma w niej ludzi, którzy byliby wobec siebie równi. Zawsze któryś jest starszy, a któryś młodszy. Ale nawet dotarcie do osoby "decyzyjnej" na szczycie nie spowoduje przyspieszenia. Szef zwoła swą grupę wsparcia lub kompetentnych pracowników i zorganizuje naradę, a potem wypowie się za opinią najbardziej przekonującą lub za którą wypowiedziało się najwięcej z nich. Naciskanie go czy przekonywanie nie ma sensu. I to nawet jeśli chodzi o to, w którym okienku załatwić jakąś sprawę. Wszystko, co robi się publicznie, służy tworzeniu wspólnoty. Także dyskusje. W wielu wypadkach rozmowa o interesach nie prowadzi do zawiązania biznesu, lecz jest środkiem do nawiązania kontaktu i poznania się lepiej. W Chinach ewentualne biznesy uchodzą za bezpieczny temat rozmów towarzystkich, w przeciwieństwie do np. polityki. Jednak dopiero gdy padają konkretne liczby i daty można przyjąć, że chodzi o poważny kontrakt. Na ogół dochodzi do niego dopiero wtedy, gdy rozmówcy dojdą do wniosku, że partner rozumie ich kulturę i gotów jest zgodnie z nią postępować, a więc jest człowiekiem godnym zaufania i członkiem kręgu znajomych. Tworzeniu takiego kręgu służy też np. spożywanie posiłków. Nie wolno jeść samemu, to arogancja. Należy zaproponować poczęstunek innym, a ci, zgodnie z konfucjańską regułą skromności, odmówią. Ale kulturalny człowiek powinien wiedzieć, że robią to z grzeczności i i tak poczęstować. W końcu wszyscy jedzą i nie ma znaczenia, czy ktoś na to miał ochotę, czy nie, nie o to bowiem w wspólnym posiłku chodzi. Natomiast pozostawienie kogoś bez jedzenia lub schowanie tego, co już leży na stole jest obrazą i wyrzuceniem kogoś poza krąg znajomych. Skromność i ograniczenie widać nawet w postawie ciała. W towarzystwie nie wypada rozstawiać szeroko łokci i nóg, bo oznacza to próbę zajęcia większej przestrzeni niż inni i narzucanie im w ten sposób własnej dominacji. W sposób, który robiącego to człowieka dyskwalifikuje jako osobę godną zaufania. To samo dotyczy np. głośniejszego od innych mówienia. Natomiast świętość rodziny i wzorowanych na niej innych związków powoduje coś, co nazywamy w Europie nepotyzmem. Zobowiązania wobec członków rodziny są ważniejsze, niż wobec np. współmieszkańców miejscowości, te znów mocniejsze, niż wobec ludzi z tej samej prowincji, póżniej narodu. Promowanie własnego syna jest w Chinach dowodem na to, że takiemu komuś można zaufać, oczywiście w stopniu odpowiednim do stopnia znajomości. Jeśli bowiem nawet syn nie może liczyć na ojca, to jak może liczyć na niego np. współpracownik czy kontrahent? Taoistyczne z ducha jest podejście wszystkich do pisanych umów czy praw. Wobec zmienności świata zakładanie, że można przewidzieć wszystkie przyszłe sytuacje i uwzględnić je w zapisach, wydaje się nierozsądne. Chiny przez większość swojej historii obywały się bez spisanego kodeksu praw, a sędziowie kierowali się konfucjańską moralnością, wydając wyroki. Nawet współczesne przepisy są -- z naszego punktu widzenia -- bardzo uproszczone i ogólne. Np. w wypadku kolizji drogowych winien jest zawsze większy i szybszy pojazd, niezależnie od warunków. Po prostu jego kierowca pownien bardziej uważać. Dlatego najmniej uważają piesi, którzy zachowują się tak, jakby ich żadne przepisy nie dotyczyły, a kierowcy już z dala ostrzegają ich o tym, że jadą. Większość umów handlowych zawierano ustnie, co ułatwiało ich renegocjację w wypadku zmiany warunków. Od formalnych ustaleń ważniejsze było to, że kontrahenci należeli do kręgu idących sobie nawzajem na rękę członków jakiejś zbiorowości. Z założenia ktoś, kto nie bierze pod uwagę interesów partnera jest osobą niegodną zaufania, wykluczaną z wszelkich późniejszych kontraktów. Zaś przekonanie, że jakakolwiek umowa definiuje wszystkie możliwe przypadki i konsekwencje jej zawarcia uchodzi za absurdalne. Taoistyczne jest też nieprzywiązywanie wagi do tego, co mówi się oficjalnie. Wiadomo, że nie jest to osobista opinia i gust. Jeśli chce się wpłynąć na partnera i dowiedzieć, czego naprawdę chce, trzeba posłużyć się podstępem (np. udawać, że się nie zna jego języka i słuchać jego rozmów z rodziną czy współpracownikami). Na ogół nie jest to jednak perfidność, lecz rodzaj życzliwości -- ktoś chce to wiedzieć, by coś takiego ofiarować. Istnieje wiele innych aspektów postępowania, które mogą nas w Chinach zaskoczyć -- tym bardziej, że zewnętrznie społeczeństwo to wydaje się nie bardzo od nas różnić. Nie należy więc w kontaktach z ludźmi stamtąd kierować się własnymi przekonaniami o grzeczności, uprawnieniach, hierarchii potrzeb. Lepiej zapoznać się z tamtymi. Bo nic się nie osiągnie.