
W niedzielę odwiedził nas Jaromir. Ciekawy wykład o początkach filozofii chińskiej, jej podstawowych prądach i założeniach i ich związkach ze sztukami walk. A potem praktyka, podstawy i pchające dłonie. Koniec i bomba, kto nie był ten …
A oto streszczenie tego, co było
”
Filozofia pojawia się w Europie i Azji między VI a IV wiekiem p.n.e. w szczególnym okresie historii. Rozpowszechnienie metalu, postępy rolnictwa i irygacji oraz handlu powodują, że nawet niezbyt duże państwa stać na utrzymanie administracji, armii i prowadzenie kampanii wojennych. Opancerzonych bohaterów w rydwanach zastępuje liczna piechota czy kawaleria. Istnieje zapotrzebowanie na budowę budynków publicznych, fortyfikacji, dróg i mostów, czym zajmują się doświadczeni fachowcy. Rozpowszechnia się pismo, którym posługują się urzędnicy, dworzanie i generałowie.
Rzeczywistość zmienia się szybko, państwa i dynastie, trwające całe stulecia znikają w ciągu roku czy dwu i nie trzeba do tego jakichś wielkich imperiów. Tego wszystkiego nie da się wyjaśnić za pomocą tradycyjnych mitów, wierzeń i rytuałów. Życie już nie wydaje się ustalone i niezmienne, ludzie się bogacą, lecz żyją w niepewności i niepokoju. Istnieje potrzeba wyjaśnienia tego, co się dzieje i udzielenia wskazówek, jak się w tej nowej sytuacji zachować. Spada ona na ludzi wykształconych i wyszkolonych w rozwiązywaniu nowych problemów w służbie państwa, miasta lub króla. Jako że jest to potrzeba nowa i wzorce religijne odgrywają dużą rolę, nie sposób czasem rozróżnić dokładnie między grupami uczniów, skupionych w okół udzielającego nauk mistrza a sektą religijną.
W Chinach jest to okres Walczących Królestw. W kilkaset lat z kilkudziesięciu królestw powstaje pięć, co kończy się zjednoczeniem kraju siłą i terrorem. Giną nie tylko żołnierze, ale szacowne, stare dynastie, służący im generałowie i nie mogący sprostać zadaniom ministrowie i urzędnicy. Niektórych zaś czeka niebotyczna kariera, łatwo jednak przeradzająca się w upadek i śmierć.
Mieszkańcom Kraju Środka łatwiej przyjąć płynność rzeczywistości. Wróżbici, określani często jako filozoficzna szkoła Yin-Yang już dawno zdecydowali, że wszystko, co istnieje jest przepływem energii życiowej między Niebiosami a Ziemią, a więc łatwo podlega zmianie i przekształca się w swe przeciwieństwo. To tylko kwestia czasu. Wszystko, co istnieje jest ruchem i zmianą, nic nie jest wieczne, z wyjątkiem samego ruchu. To, co dzieje się wokół, teorię tę potwierdza. Pytanie brzmi więc: jak się racjonalnie zachować w takiej sytuacji?
Mistrz, zwany Gongfuzi (Konfucjusz) odpowiada: starać się postępować tak, by nie prowokować zmian. Ludzie potrzebują pewności i jednoznaczności, by nie oszaleć. Rodzina ma być rodziną, poddany poddanym, a władca - władcą. Szarpane wojnami państwo nie może być wzorem. Wzorem jest spójna rodzina, w której każdy ma przynależne stanowisku prawa i obowiązki. Jednoznacznie musi być powiedziane, kto jest wyżej w hierarchii, a kto niżej, kto rozkazuje i otacza opieką, a kto podporządkowuje się i jest lojalny.
Wszystko jest zapisane w pieśniach i kronikach przodków, a nierozsądne próby zmiany powodują zamęt i cierpienia, przynosząc szkodę wszystkim. By się temu podporządkować, należy narzucić sobie dyscyplinę.
Mądry człowiek, tzw. "syn księcia" studiuje etykietę, rytuały religijne, muzykę, powożenie końmi i łucznictwo. Tak jak jeżdżąca rydwanami arystokracja z dawnych lat. Nie po to jednak, by być dworzaninem czy wojownikiem, lecz by doskonalić się w stosowaniu właściwych procedur, które nie spowodują zamieszania i nie naruszą czyichś praw. Pod wpływem religijnego rytuału (nie trzeba wierzyć w jego skuteczność) i muzyki ludzie łączą się we wspólnotę. Nie ma potrzeby przymuszania do tego siłą. Wystarczy uprzytomnić im pożytek z takiego postępowania. Reszta, widząc skutki, sama dołączy. Na tym polegać ma wywieranie presji moralnej, nie fizycznej, co zawsze budzi opór. I prowadzi do wojny, a ta do zaniku jakiegokolwiek ładu i pewności.
Trzeba przyznać, że wymagania wysokie. Chińczycy nie byliby praktycznym narodem, gdyby nie zostawili sobie furtki. Przecież to wychowałoby jakieś bezduszne stwory z piekła rodem. Wszystkie obowiązki dotyczą sfery oficjalnej i ich złamanie naraża na utratę twarzy. Prywatnie jednak, w gronie znajomych i przy winie nie ma potrzeby się nadymać. Synowska cześć należy się ojcu, ale z dziadkiem już można się bawić i żartować.
Nie wiadomo, czy istniał dworski bibliotekarz, zwany Laozi. W przypisywanym mu dziele odpowiedź na wyzwania rzeczywistości brzmi zupełnie inaczej. Ponieważ światem rządzą przemiany i jest to jego cecha niezbywalna, nie ma sensu przeciwstawiać się siłom natury. Zmiany zajdą i tak, a ten, kto przestanie się poruszać, umrze i spowoduje śmierć innych. Nie ma też sensu opisywać i osądzać rzeczywistości. W chwili, gdy coś nazywamy zmiana powoduje, że jest to już zupełnie inne, a gdy zaczynamy opisywać, jest to przeszłość, która nic nie mówi o tym, co teraz. Rzeczy zmieniają się w swe przeciwieństwo, nie ma sprawdzających się zawsze reguł postępowania i procedur.
Jak więc można zorientować się w tym, co się dzieje? Opróżnić umysł, zapomnieć o tym, co się uważało za pewne i reagować bez planu i zamiaru, na to, co dzieje się teraz, a nie na to, co było, czego się spodziewamy czy obawiamy. Jak to możliwe? Gdy wejdziemy do rzeki, czujemy, gdzie niesie nas prąd. Należy się podporządkować, a nie walczyć z nim. Inna odpowiedź? Nie musisz nigdzie wchodzić. Sam jesteś częścią rzeczywistości i dotyczą cię jej przemiany, wystarczy więc, że obserwujesz sam siebie, bez intencji spowodowania jakichkolwiek zmian. A najlepiej zrobić to jako pustelnik. Nie należy przyjmować urzędów i dać narzucać sobie określonych ról. W ten bowiem sposób przeszkadzamy w przemianach, a to i bezsensowne, i niebezpieczne. Ustępując i tworząc pustkę, zamiast swej obecności, nie przeszkadzamy światu płynąć, a nie ma nic bardziej etycznego i szlachetnego.
Jeśli już trzeba zadziałać, robimy to, co wynika z sytuacji, a nie z przekonań. Nie doprowadzamy planów do ostateczności, bowiem każda skrajność natychmiast przeradza się w swe przeciwieństwo, niwecząc nasze zamiary. Powstrzymajmy wroga, ale go nie niszczmy, po w prożni po nim powstanie inny, nierozpoznany. A jeśli już sytuacja zmusza nas, byśmy coś zrobili, najpierw usuńmy to, co było przedtem. Nowe powstaje tylko tam, gdzie jest na nie miejsce.
To znów subtelna droga ludzi wykształconych, panujących nad emocjami, lub przynajmniej potrafiących nimi kierować. (Prawdę rzekłszy, w klasycznej literaturze chińskiej nie ma żadnego rozróżnienia między uczuciami a myślami; wszystko określa się jako "myśli", a ich siedzibą jest serce.) Chińczyk musi być jednak pożyteczny dla zbiorowości. Prócz produkowania różnych leków, barwników i substancji, jak np. stal, uczniowie Laozi stworzyli też rodzaj kultu dla prostego, niepiśmiennego ludu, przejmując stare, szamańskie rytuały i włączając duchy gór, rzek, lasów, postaci historyczne i literackie, legendarne demony i siły natury do panteonu bóstw, które jednak przedstawiano jako realnych ludzi, którzy dzięki ćwiczeniom i zasługom osiągnęli status nieśmiertelności. Wśród zajmujących się taką działalnością ludzi zrodziło się przekonanie, że doskonale podporządkowując się rytmowi świata i działając zgodnie z nim, równoważąc przeciwstawne siły natury i oszczędzając swą energię można doprowadzić do tego, że dwie dusze człowieka, a może nawet jego ciało, się nie rozłączą i osiągnąć niebywałą długowieczność czy nieśmiertelność. Cel atrakcyjny dla Chińczyków, którzy zawsze cenili sobie długie życie, będące dowodem mądrości. Jednak w zamiarze rytuały i legendy miały oswajać niepiśmiennych z właściwą postawą wobec rzeczywistości i koncepcją płynnego i zmiennego, ale płodnego świata.
Po pierwszych stuleciach istnienia, filozofia europejska zdecydowanie odróżniła się od religii. W Chinach właściwie do dziś jest tak, jak było na początku, mimo różnych zmian, interpretacji i komplikacji. Konfucjanizm i daoizm są filozofią, opartą na racjonalnych przesłankach, a nie na objawieniu. Za autorytetami należy podążać, a nie bezkrytycznie im wierzyć, nie ma objawienia i świętych ksiąg, choć są księgi. Jednocześnie filozofią nie są: nie ma tu całościowego, usystematyzowanego obrazu świata, systematycznego wykładu. Są też czasem religią: istnieją rytuały i nabożeństwa, świątynie, hierarchia i w wypadku daoistów klasztory. Nie ma jednak osobowego Boga-Stworzyciela, objawienia, grzechu i obawy przed karą. Ani nawet nieśmiertelnej duszy, która mogłaby tą karę cierpieć.
Chińczycy jednak stopniowo nasiąkli przekonaniami, wypracowanymi przez swoje religie-filozofie i nawet ateiści i racjonaliści nimi myślą. Co powoduje, że w kontaktach z Chińczykami wciąż wydaje się nam, że są tacy sami, jak my. By za chwilę potknąć się o to, że najoczywistsze rzeczy, wydające się nam całkowicie naturalnymi, dla nich zupełnie oczywiste nie są.
Dziękujemy Niezłej Sztuce za świetną organizację. Rzeszowska BWA to wspaniałe, nastrojowe miejsce. Pogoda i światło stworzyło dodatkowo cudowna atmosferę.
Zapraszamy na kolejny wykład oraz warsztaty, 17-go marca, też wspólnie z Niezła Sztuką we wspaniałych wnętrzach BWA. Zaczynami o 14.00.